sobota, 13 kwietnia 2013

O uprzejmości

Kiedy czekając na moich rodziców pod rotundą w Centrum, zauważyłam, że podchodzi do mnie człowiek nieco podejrzany z wyglądu, z początku poczułam, jak budzi się we mnie odruch ucieczki. Nie było jednak jak ani gdzie uciekać. Musiało odbić się to w jakiś sposób na mojej twarzy, bo mężczyzna odezwał się:
"Proszę się nie bać, ja jestem tylko bezdomnym. I miałbym do pani ogromną prośbę, znalazłaby się jakiś drobniak na jedzenie?"
Zrobiło mi się głupio z powodu tej pierwszej reakcji. Wyciągnęłam portfel z torby. Powiedziałam, że jeśli rzeczywiście na jedzenie, to nie ma problemu.
"Gdybym chciał na piwo, to bym powiedział. A ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem coś ciepłego. Nawet zupy..."
Zaczęłam grzebać w portfelu. Nie wiem, ile w końcu tego było. Ze dwa złote pewnie uzbierałam, może trochę więcej. Specjalnie nie policzyłam. Wrzuciłam mu monety na otwartą dłoń. Podziękował i zebrał się do odejścia, ale potem odwrócił się jeszcze i zapytał, jak mam na imię. Powiedziałam.
"Darek" - wyciągnął do mnie rękę. Przyznam się, że ogarnęła mnie panika, ale nie miałam innego wyboru, jak tylko ją uścisnąć.
"Mówią na mnie DJ Dolcan (nie pamiętam dokładnie, ale jakoś tak to brzmiało), jak się zapytasz któregokolwiek z chłopaków, to od razu będą wiedzieli, o kogo chodzi, bo wszyscy mnie tu znają. Ja już naprawdę nie wiem, którędy musiałbym jeździć, chyba przez targówek, żeby te menele nie wiedziały, gdzie jestem. Zdrówka, Kasiu, szczęść Boże."
I poszedł sobie.

Kolejny już raz zdarza mi się, że zaczepiają mnie bezdomni. Ostatnio byli to, jak ich nazwałam w myślach, buskerżule - mieli ze sobą gitarę i wyli zachrypniętymi głosami "We are the champions". Jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałam tylu komplementów. "Ten płaszcz to chyba szyty na miarę był, tak pani pasuje", "Nie, niestety nie", "A wygląda, jakby był, naprawdę".
Darek nie był ładny. Chyba naprawdę przestraszyłam się, kiedy zorientowałam się, że idzie prosto w moją stronę. Później jednak żałowałam, że nie wygrzebałam kilkudziesięciu groszy więcej. I cieszyłam się, że nie cofnęłam ręki. Gdybym to zrobiła, byłoby mi zwyczajnie wstyd, szczególnie, że za naprawdę drobny akt wsparcia (bo pomocą tego nazwać nie potrafię) usłyszałam wiele miłych rzeczy. Więcej niż od jakiejkolwiek innej obcej osoby, z którą rozmawiałam na ulicy w ostatnim czasie.

Nie wiem, czy Darek rzeczywiście kupił sobie coś do jedzenia, ale wierzę, że tak. Choćby ze względu na jego uprzejmość, mam nadzieję, że uzbierał jeszcze kilka złoty i poszedł na zupę.
Wydaje mi się, że morał z tej historii jest bardzo prosty: czasami wystarczy jedno zdarzenie, żeby pod etykietką bezdomnego czy żula, zobaczyć innego człowieka. Nie menela, tylko Darka, ubranego w puchową kurtkę pomimo 17 stopni na plusie. Darka, który chciałby wreszcie zjeść coś ciepłego.

Chyba lubię uczyć się nowych rzeczy o życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz